- Anty.. co? Co to jest?

-No wiem. - usiadłem. -Rodzice też mi to mówili. A tata mówił nawet, że jestem jakimś antychrystem, czy czymś. Albo kimś. A przecież to oni wybrali mi takie durne imię, więc reszty to już się niech nie czepiają. - resztę ostatniego zdania wyburczałem pod nosem. - I uważali, że jak się urodziłem 13 to powinni mnie zatłuc, zanim dorosnę, albo zanim osiągnę 13 miesięcy, albo 1 rok i 3 miesiące. Jacyś ogólnie dziwni byli. - wzruszyłem ramionami.

- A mi nie. Nie podobasz mi się. Nie w tym sensie, co zakochani *tutaj przerwa na wzdrygnięcie*, tylko po prostu dziwny mi się wydajesz.

-Nienawidzę pyskatych i bezczelnych szczeniąt-burknęła.-Chyba jedyne szczenię za którym przepadam to Cana...-powiedziałam.
Wyleciałam.

-Miło mi. - uśmiechnąłem się.

- Cantharis. W skrócie Aris, bo to bardziej wolę niż Cantharis.

-Jestem Armageddon. Taki przez dwa ''d'', nie jak Apokalipsa, przez jedno. A ty?

- Dobry.

Podlazłem do niej.
-Hejka.

Podniosła się i zaczęła iść powoli wzdłuż molo, stawiając łapę za łapą. Tak, zobaczył ją. No w końcu. Odmachała mu, uśmiechając się lekko pod nosem. No, w pewien sposób oddał jej cześć. Machnęła ogonem i przywarła do ziemi, ot tak.